"ZŁE DNI" - film, jakiego się nie spodziewasz. Norwegowie jadą z koksem po swojemu.
Złe Dni - norweskie kino ... eee, no właśnie. Jakie? Jedno jest pewne - świetne. Trochę pospoileruję, ale w sumie jeżeli widziałeś zwiastun, to widziałeś więcej. Ja dodam coś, czego się stamtąd nie dowiesz. Bo kto z nas nie ma Złych Dni..?

Film zaczyna się niewinnie, ale intrygująco. Widać, że Lars coś knuje. Jest słabym, telewizyjnym reżyserem, więc nawet knucie jest na kiepskim, przewidywalnym poziomie.
Ona - przeciętna aktorka, której nie poszło nic tak jak zaplanowała. On - przeciętny, wypalony reżyser, harujący tylko po to, żeby spłacać kredyty.
Ona ma go za tchórza i ofermę, a on ma jej za złe, że go zdradza i lekceważy.
Więc?
Wyjeżdżają na odludzie do domku w górach, gdzie Lars ma ambitny plan zatłuc żonę młotkiem, poćwiartować ciało i utopić w jeziorze.
Ale okazuje się, że Lisa ma tak samo dosyć męża i kiedy dowiaduje się, że jadą w góry, wciela w życie swój plan, żeby jego zastrzelić na udawanym polowaniu w lesie.

I kiedy jedno chce zabić drugie i wytykają sobie słabe punkty swoich super przebiegłych planów - nagle z sufitu spada na nich trzech niebezpiecznych uciekinierów z pobliskiego więzienia i sprawa komplikuje się nieprawdopodobnie ... wesoło.
Film jest tak posrany, że oglądasz go z wielkim wyszczerzonym uśmiechem. Świetne gagi, dobrej jakości żarty i do tego jatka jak u Quentina Tarantino. Jest przygłup od kosiarki? Jest. I za chwilę go nie ma.
Jest blondyn faszysta równie tępy by zjeść trujące jagody, ale na tyle dumny, żeby nie posrać się w gacie, tylko obok.
Jest starej daty ojciec, któremu wolno naciągnąć do granic możliwości poprawność polityczną i nazwać samochód na prąd "gejowskim" i jest pełno czarnego humory na skandynawskim poziomie. Kto oglądał Eurowizję organizowaną kiedyś przez Duńczyków, czy był w tamtych rejonach zrozumie jaki potrafią mieć niesamowity dystans do siebie i problemów.

Dlatego mocno polecam ten film, jeżeli szukasz czegoś, przy czym chcesz dobrze spędzić wieczór. Koniecznie do obejrzenia w parach. Wtedy każdy żart smakuje lepiej. A kiedy zaczniecie wykrzykiwać "O TO TAK JAK TY!!!" już jest po Was!
Film wyśmiewa absurdy branży filmowej i nie tylko. Każdy dostrzeże w nim coś innego - oczywiście jeżeli może lekko zmrużyć oko i mieć dystans.
Zwłaszcza, że patrząc na to z boku - okazuje się, że część błahostek, które doprowadza do szału obie strony są żywcem wyjęte z każdego małżeństwa mającego przynajmniej 15 lat stażu.

Jak dla mnie - mocna siódemka. I duży ukłon dla Norwegów, za flirtowanie z filmami Guya Ritchego w nieprzeciętny sposób.